2012

Przygotowania kondycyjne pod okiem Tomasza Paska, obóz narciarski

w Harrachovie, kilkudniowy wyjazd do Gorican oraz treningi w Zielonej

Górze i Gnieźnie. Przygotowania do sezonu 2012 przebiegły według

sprawdzonego wcześniej schematu.



Plany na kolejny rok startów

w teamie PePe były bardzo ambitne. W polskiej lidze liczono na równie

udane starty i obronę złotego medalu, w Szwecji wyczekiwano upragnionego

tytułu, natomiast indywidualnie liczono przede wszystkim na finał

Indywidualnych Mistrzostw Polski, który rozgrywany był na torze

w Zielonej Górze.



Po pierwszych trzech kolejkach Speedway

Ekstraligi było nieco nerwowo. Kapitan Stelmetu Falubazu w trzech

kolejnych spotkaniach nie zdobywał więcej niż 6 punktów. Widać było, że

borykał się z problemami sprzętowymi. Mimo wszystko, Piotr zapewniał, że

się z tym upora i słowa dotrzymał.



Przełamanie przyszło

w spotkaniu z Unią Leszno. PePe zdobył wtedy 11 punktów z bonusem i był

prawdziwym liderem. Warto zaznaczyć, że od tego właśnie meczu

Protasiewicz zszedł poniżej dwucyfrowego wyniku spotkania zaledwie pięć

razy. Wielokrotnie brał na swoje barki ciężar zdobywania punktów

w najważniejszych momentach, jak na prawdziwego Kapitana przystało.



Bez

wątpienia wychowanek zielonogórskiego Falubazu najlepiej wspominał

będzie spotkanie z Wybrzeżem Gdańsk, kiedy to Zielonogórzanie wygrali

54:36, a przy nazwisku Protasiewicza zapisaliśmy czysty komplet, 15

punktów w pięciu startach. Jak sam bohater przyznawał, taki wynik cieszy

bardzo, tym bardziej, że był to pierwszy czysty komplet od dłuższego

czasu, bo zawsze czegoś brakowało. To jakiś defekt na prowadzeniu, to

taśma, to kilku punktów. W końcu się udało i Piotr mógł radować się

z kompletu.



Piotr był jednym z najskuteczniejszych zawodników

Stelmetu Falubazu. Zajął co prawda aż 17 miejsce w klasyfikacji całej

ligi, ale warto zaznaczyć, że wykręcił średnią równą 2,00. Co prawda

w porównaniu do sezonu 2011, kiedy był 6 zawodnikiem ekstraligi ze

średnią  2,208, wynik był nieco słabszy, ale i tak bardzo dobry. Bez

wątpienia Piotr Protasiewicz w minionym sezonie dał zielonogórskim

kibicom sporo powodów do radości!



Nie inaczej było w Szwecji. Od

paru dobrych lat Piotr startuje w Indianiernie Kumla. Widać, że tamto

środowisko mu sprzyja i nie zamierza się nigdzie ruszać. Jak ważnym jest

on ogniwem tego zespołu świadczą statystyki. Zdecydowanym liderem był

Niels Kristian Iversen, który był również najlepszym zawodnikiem całych

rozgrywek. Jednak warto zauważyć, że drugim liderem Indian i największym

wsparciem dla PUK’a był właśnie PePe.



Tutaj również wypadł nieco

gorzej niż w zeszłym sezonie, bo znalazł się na 16 pozycji ze średnią

1,851, w porównaniu do zeszłorocznej ósmej lokaty ze średnią 2,107. Nie

zmienia to jednak faktu, że mógł być zadowolony ze swojej całorocznej

dyspozycji.



Podobnie jak i w Polsce, Piotr Protasiewicz ze swoją szwedzką drużyną znalazł się tuż za podium, bo na czwartym miejscu.



Organizacja

finału Indywidualnych Mistrzostw Polski jest zawsze przywilejem

i nagrodą dla mistrza Polski. Z tego też powodu 15 sierpnia szesnastu

żużlowców rywalizowało na torze w Zielonej Górze o prymat w kraju. 

W stawce zabrakło paru czołowych zawodników i w gronie faworytów do

sięgnięcia po tytuł był wymieniany właśnie Protasiewicz, który owal przy

Wrocławskiej 69 zna od podszewki.



Niestety, Piotrowi nie udało

się stanąć na podium. Zawody potoczyły się tak, że pogubił parę punktów

w trakcie i ostatecznie zdołał uzbierać 10 oczek. Pozwoliło mu to na

zajęcie „jedynie” szóstego miejsca. Z pewnością oczekiwania były

większe, ale czasem tak po prostu jest, że się bardzo chce, a jednak nie

wychodzi. I tak było właśnie w tym przypadku.



Bardzo podobnie

przebiegła rywalizacja w finale Złotego Kasku, który został rozegrany na

torze w Gorzowie. Nasz Kapitan poczynał sobie bardzo dobrze i po

czterech startach miał na swoim koncie 11 oczek. Wszystko skomplikował

ostatni bieg, gdzie Piotr przyjechał ostatni. Mimo wszystko nie stracił

szansy na stanięcie na podium.



W dodatkowym biegu o trzecie

miejsce stanął pod taśmą z Przemysławem Pawlicki, Krzysztofem

Kasprzakiem i Rafałem Okoniewskim. Niestety ten wyścig nie ułożył się po

myśli 37-latka, który ostatecznie zawody zakończył na piątej lokacie.



Sezon

2012 dla Piotra nie był tak udany jak wcześniejszy, jednakże mimo

wszystko był dobry. Pokazał hart ducha i serce wojownika przezwyciężając

problemy z początku sezonu. Był liderem Stelmetu Falubazu, który

potrafił ciągnąć wynik drużyny. W zawodach indywidualnych miał trochę

pecha, jednakże nie powinno być tu mowy o jakimś rozczarowaniu. PePe

zdecydowanie może być zadowolony z tego sezonu!